25 MARCA ŚWIĘTO ZWIASTOWANIA PAŃŚKIEGO, w tradycji ludowej nazwa Matki Boskiej Zagrzewnej. Od tego dnia „otwiera” się ziemia, wszystko budzi się do życia. Zbliża się wiosna, a z nią nowe życie.
Z wiosną łączono nadzieję na nowe życie. Powracano do pracy na roli, gospodarze rozpoczynali wiosenną orkę. Do swoich gniazd wracały bociany, to powszechnie lubiane ptaki, coraz więcej w zagrodzie było jaskółek, a w polu skowronków. Obserwowano odradzającą się przyrodę, wypędzano bydło na pastwiska i czekano pierwszych grzmotów, mówiono, że ziemia otwiera się na przyjęcie roślin.
Wiosna, to początek roku wegetacyjnego i gospodarczego, kwitną pierwsze kwiaty. Wiosna w tradycyjnej kulturze ludowej jest symbolem odradzającego się życia i zwycięstwa nad śmiercią, dlatego też jej nadejście jest tak wyczekiwane i upragnione.
Wiele interesujących zabaw dziecięcych wykorzystujących melodię lub prosty dźwięk powstawało najczęściej wiosną zwykle na pastwisku czasem w polu lub nad rzeką. Muzykowanie na prymitywnych instrumentach odbywało się indywidualnie lub zespołowo. Do instrumentów wyrabianych samodzielnie należały; piszczałki, fujarki, trąbki, gwizdki i bąki, a w czasie badań terenowych nad instrumentami ludowymi zanotowałem opis jego powstania.
Podczas wiosennych zabaw grupowych pierwszym samodzielnie wykonanym instrumentem był gwizdok. Jedni nazywali go pisołecka, inni ptokiem. Wykonywali go chłopcy w kwietniu i na początku maja z gałązek kasztana, bzu i jesionu. Najlepszy był kasztan, gdyż najwcześniej miał tzw. odprzaną skórę, czyli korę odchodzącą od drewna. Chcąc skonstruować gwizdok, ucinali kawałek gładkiej gałązki, długości ok. 10 cm; niekiedy długość tę mierzyli najdłuższym palcem u ręki. Po wyrównaniu końców, jeden z nich zacinali na skos, a po przeciwnej stronie wycinali rowek w skórze, która po opukaniu trzonkiem noża na kolanie i przecięciu w odpowiednim miejscu – zdejmowali. Należy zaznaczyć, że opukiwanie należało do najważniejszych czynności, gdyż było uważane za właściwe wylinienie się ptoka. Zabieg ten odbywał się zawsze przy głośnym skandowaniu marszowym poniższego zaklęcia:
Wyliń mi sie piscołecko,
dom ci grosik na jajecko.
Postawie cie na słupie,
wypijom ci kurdupie.
Postawie cie na oborze,
wypijom cie na gospodynie.
Postawie cie na dębie,
wypijom cie gołębie.
Po tych słowach odkładali nóż i 3 razy chuchali w lewą rękę, po czym przystępowali do zdjęcia odbitej skóry. Nim to uczynili, najpierw lewą ręką delikatnie ją przekręcali. Po jej zdjęciu, w odsłoniętym drewienku robili odpowiednie wgłębienie, czyli korytko, po czym to wszystko obficie pokrywali śliną i z powrotem naciągali skórę. Od głębokości korytka i wykończenia ustnika zależała wysokość później wydobywanego dźwięku. Wszyscy z przejęciem czekali na ten wymarzony dźwięk. Odbywali też wspólne zawody. Wygrywał ten, który najdłużej i najgłośniej gwizdał.
Autor tekstu: dr Jan Łuczkowski